sobota, 8 czerwca 2013

Dlaczego noszę w chuście? I w jaki sposób można chustę za darmo przetestować?


Dlaczego noszę w chuście? I w jaki sposób można chustę za darmo przetestować?


Ponieważ temat chustonoszenia staje się stopniowo coraz bardziej popularny, ale nie przestaje być także i kontrowersyjny, postanowiłam wypowiedzieć się i ja. Mama bliźniaków, chuścoszków od 2 miesiąca życia, dla której chusta okazała się narzędziem przetrwania. Może nasza historia kogoś zainspiruje.

Zacznę od tego, że nie od początku było tak różowo. Kiedy po raz pierwszy zamotałam swoje dziecko w chuście, nie miałam o temacie zbyt dużego pojęcia. Wiązania uczyłam się z filmików na youtubie oraz czytając porady na ten temat na forum chustowym chusty.info. Chustę kupiłam na allegro, używaną, po okazyjnej cenie. Niestety, zakup okazał się kompletną klapą i gdybym nie drążyła dalej tematu, możliwe że na tym zakończyłaby się moja przygoda z noszeniem. 

Była to długa chusta tkana Polekont (teraz firma się już chyba z tkanych wycofała), 100% sztywnej bawełny, którą wiązało się koszmarnie. Nie dało się porządnie dociągnąć, więc wiązanie mi się nie udawało, a ile się przy tym napociłam to już nie chcę wspominać. Szybko ją sprzedałam i postawiłam na sprawdzoną Babylonię. Od razu okazało się, że wiązanie nie jest aż takie trudne, nawet dla samouków.

Na początku, kiedy chłopcy nie trzymali jeszcze główki, nosiłam z przodu wiążąc kangurka. Nareszcie miałam wolne ręce i mogłam z dzieckiem przytulonym do piersi swobodnie przemieszczać się po mieszkaniu, przyrządzać sobie herbatę, robić drobne porządki, wyjść bez wózka do sklepu.. Zalety noszenia doceniłam jednak tak naprawdę dopiero, kiedy odważyłam się wrzucić dziecko na plecy (mieli wtedy ok. 3-4 mc). Od tej chwili mogłam robić prawie wszystko! 

Do dziś noszę na plecach podczas sprzątania, gotowania, wieszania prania, prasowania, przewijania drugiego dziecka.. no właśnie. I tu dochodzimy do sedna. Bez chusty, zostając sama w domu z bliźniakami, nie mam pojęcia jak bym sobie z nimi poradziła. Podwójne mamy doskonale wiedzą jak to jest, kiedy dwoje niemowlaków wrzeszczy jak opętane i jedyne co może pomóc to wzięcie na ręce. Ale jak nosić dwoje naraz dłużej niż 2 minuty? Co jeśli obydwoje naraz chcą spać i płaczą właśnie z tego powodu? Chusta w takich chwilach ratuje mi życie do dziś. Wrzucam jednego na plecy i mam wolne ręce dla drugiego. 

Chusta okazała się u nas także idealnym narzędziem do usypiania. Wiele dzieci usypia w pierwszych miesiącach życia na rękach rodziców. O rany, jak te ręce czasem od tego bolą, wiem coś o tym. A gdyby tak można było nosić, ale żeby ręce nie bolały..? No właśnie się da. W chuście :-) Czasem chodzimy więc w kółko po pokoju śpiewając kołysanki, innym razem chłopcy usypiają mi na plecach podczas gdy ja sobie prasuję albo gadam przez telefon. Rewelacja. 

Dla bardziej opornych i bojących się, że wiązanie to jednak coś zbyt skomplikowanego równie dobrym rozwiązaniem może być nosidełko. Koniecznie ergonomiczne. U nas świetnie sprawdziło się nosidełko TULI, testowaliśmy także nosidełko BOBA, właściwie niczym się nie różnią.

Wszystkim, którzy chcieliby spróbować noszenia, bez wydawania pieniędzy, polecam wzięcie udziału w testach chust. Ja dzięki testom wypróbowałam już kilka i wiem na co mam zbierać pieniądze, a co zupełnie mi nie pasuje. Aby wziąć udział w testach trzeba zarejestrować się na wspomnianym wyżej forum www.chusty.info i odnaleźć wątek Testy. Tam różnorakich chust do wybory do koloru. Testy polegają na tym, że wpisujemy się na listę i czekamy aż przyjdzie nasza kolej. Kiedy to nastąpi  osoba która jest przed nami na liście wysyła do nas chustę, którą możemy testować zazwyczaj ok. 4 dni. Następnie wysyłamy chustę do osoby, która jest po nas. Jedyny koszt jaki ponosimy to koszt przesyłki. Takie testy to naprawdę fajna sprawa. Polecam.


środa, 5 czerwca 2013

Masło Shea (Karite) dobre na wszystko


Masło Shea (Karite) dobre na wszystko


Jakiś czas temu zafascynowała mnie idea stylu życia eco. Albo właściwie eco w wersji light, opierającego się na świadomej konsumpcji i wybieraniu produktów wytwarzanych z poszanowaniem natury. Daleko mi do  aktywistów walczących o prawa zwierząt, ochronę drzew itp, jednak dzięki rozważnemu podejściu do zakupów mogę choć w małym stopniu przyczynić się do tego, aby w jedzeniu, kosmetykach czy zużytej przez moją rodzinę wodzie było mniej chemikaliów. W marketingu znane jest nawet określenie na takich jak ja: Jestem Lohasem.

Brzmi niezbyt dumnie, średnio ładnie i nie zawsze termin ten kojarzony jest tak zupełnie pozytywnie, bo według niektórych ekologia nie może być na pół gwizdka, bo to żadna ekologia. Ja jednak jestem zdania, że choć nie każdy gotowy jest zrezygnować ze swoich konsumpcyjnych przyzwyczajeń, to jednak im więcej osób będzie baczniej przyglądać się swoim zakupom i zastanawiać się co naprawdę jedzą, czym się myją
i ile śmieci produkują, tym lepiej dla naszego środowiska. Czy można więc nie uznać zjawiska za pozytywne?

Przerzuciłam się więc na ekologiczny płyn do prania, sodę i kwasek cytrynowy jako odkamieniacz, dzieciom zakładam wielorazowe pieluszki, do sklepu zawsze noszę ze sobą bawełnianą torbę na zakupy, staram się kupować ekologiczną żywność, a nawet hoduję wraz z Dziadkiem, który z nami mieszka, we własnym ogródku marchewki, rzodkiewkę, sałatę, ogórki, szczypiorek, koper.. Spodobał mi się też bardzo pomysł naturalnych, własnoręcznie wykonywanych kosmetyków. Myśl o tym, że moja skóra miałaby się stykać
wyłącznie z naturalnymi składnikami, bez wcierania w nią konserwantów, parabenów, barwników, perfum i tym podobnych jakoś tak pozytywnie mnie nastraja..

Nie dojrzałam jeszcze do własnoręcznej, domowej produkcji kosmetyków, choć natrafiłam w sieci na sporo sklepów sprzedających składniki oraz dostarczających receptury, według których się je przyrządza. Na pewno kiedyś spróbuję. Tymczasem coraz częściej odwiedzam sklepy eco w poszukiwaniu natury..

W dzisiejszym wpisie chcę Wam polecić masło shea, znane także jako karite. Dzięki dobroczynnym kwasom tłuszczowym posiada niesamowite właściwości nawilżające i regenerujace skórę. Znakomicie sprawdza się na podrażnienia, czy nawet atopowe zapalenie skóry, co przetestowałam ostatnio na swoim dziecku. Po prostu rewelacja! Już po dwóch dniach od pierwszego zastosowania widać było wyraźną poprawę.

Może być stosowane jako krem do rąk, balsam do ciała, błyszczyk do ust, jako ochrona przed i po opalaniu (wykazuje działanie filtrujace szkodliwe działanie promieni UV4), a do tego jest bardzo wydajne. Ja kupiłam 60 ml słoiczek na allegro za 22 zł, ale wiem, że można kupić je jeszcze taniej. Cena jest więc bardzo atrakcyjna, mamy bowiem wszystko w jednym. Polecam, jak dla mnie to ostatnio kosmetyk numer jeden!